COCHISE ''118'' (2014)
Dodane przez muzol dnia 10.02.2014
Trzeci album Cochise o tajemniczym tytule ''118'' to 13 zróżnicowanych stylistycznie kompozycji. Już od pierwszych, wyłaniających się z oddali, dźwięków ''Sweet love generation'' słychać, że zespół poczynił duży krok w swoim artystycznym rozwoju. Wielka w tym zasługa Daniela Baranowskiego, ktróremu udało się oddać naturalną energię i dynamikę nagrań Cochise.


Treść rozszerzona
Trzeci album Cochise o tajemniczym tytule ''118'' to 13 zróżnicowanych stylistycznie kompozycji. Już od pierwszych, wyłaniających się z oddali, dźwięków ''Sweet love generation'' słychać, że zespół poczynił duży krok w swoim artystycznym rozwoju. Wielka w tym zasługa Daniela Baranowskiego, ktróremu udało się oddać naturalną energię i dynamikę nagrań Cochise.



Singlowy ''Destroy the angels'' urzeka dość mrocznym nastrojem przywołującym na myśl dokanania Alice In Chains. Odniesień do stylistyki grunge jest na ''118'' znacznie więcej. Na przykład w spokojnym ''Beautiful'' gra gitar oraz śpiew Pawła Małaszyńskiego przypomina poczynania Pearl Jam z okresu ''Ten''. Duch Seattle jest też obecny w hard rockowym ''White garden'' i w ''Inside of me''. Prawdziwą ozdobą tych kompozycji są ogniste gitarowe sola. ''Bleed'' zaskakuje złowieszczym klimatem oraz warczącym głosem Pawła – takiej ekspresji nie powstydziłby się pewnie sam Vorph z Samael. W refrenach mamy już ''czysty śpiew'', a sama kompozycja nabiera tempa.

Na pochwałę zasługują wielogłosowe partie gitar, które dodają smaku takim nagraniom jak: ''Sweet love generation'', ''Dead love'' czy też w, nieco barokowym, intro do ''Cold river''. Na płycie zdecydowanie wyróżnia się balladowy ''Before you sleep'', mający formę kołysanki. Wrażenie to podkreśla spokojny i melodyjny śpiew Pawła oraz pastelowe dźwięki gitary. W finale wokalistę wspiera chór uczniów Szkoły Estradowej I stopnia. Zaraz potem szybki quasi punkowy ''Dog in blood''. Jak widać muzycy Cochise lubią zaskakiwać słuchaczy nagłymi zwrotami akcji:-) Klimat lat 60-tych przywołuje ''Little witch'' z ciekawym efektem ''gadających ze sobą'' gitar.

''118'' to naprawdę wartościowy album z muzyką niebanalną, czerpiącą z wielu rockowych źródeł. Mogłoby się wydawać, że płyta jest trochę niespójna poprzez wspomniany wcześniej duży rozstrzał stylistyczny. Moim zdaniem ta różnorodność tym bardziej czyni płytę ciekawą i niejednowymiarową. Najlepiej przekonać się na ''własne uszy.''