KONFERENCJA PRASOWA ERICKA BURDONA - RELACJA
Dodane przez muzol dnia 03.05.2014
Pierwszym ważnym akcentem przed Gitarowym Rekordem Guinnessa była konferencja prasowa z Erickiem Burdonem. Kilka minut po 18.00, w przestrzennej sali wrocławskiego hotelu Selistel pojawił się sam lider The Animals. Erick cierpliwe odpowiadał na wszystkie pytania licznie zgromadzonych dziennikarzy i fotoreporterów.
Treść rozszerzona
Pierwszym ważnym akcentem przed Gitarowym Rekordem Guinnessa była konferencja prasowa z Erickiem Burdonem. Kilka minut po 18.00, w przestrzennej sali wrocławskiego hotelu Selistel pojawił się sam lider The Animals. Erick cierpliwe odpowiadał na wszystkie pytania licznie zgromadzonych dziennikarzy i fotoreporterów.
foto: Marcin Mlek
Artysta mówił o tym, jakich kompozycji można spodziewać się na koncercie, opowiadał o solowej płycie '' 'Til your river runs dry'', znajomości z Jimim Hendrixem (Eric nie uważał go za czarnego a purpurowego człowieka'' i mówił o jego wielkim poczuciu humoru). Moje pytania dotyczyły, przede wszystkim, ważnych zdarzeń z lat 60-tych:
1. Jakie masz wspomnienia związane z pierwszą wizytę z The Animals w Polsce, w roku 1965?
Pamiętam, tak jakby to było wczoraj. Była wtedy zima. Występ był świetny a zachowanie polskich dzieciaków szalone. Dosłownie rozwalili miejsce, w którym graliśmy. To ciekawe - niedawno ktoś z Polski powiedział mi, że graliśmy w sali im. Józefa Stalina. Dlatego też ludzie roznieśli to miejsce w drzazgi - nienawidzili Stalina, a nie dlatego, że nas uwielbiali. To nieco ostudziło mój zapał:-)
Dostałeś wtedy prezent – czapkę, która potem znalazła się na okładce płyty ''Animalisms''.
Byłem w sklepie z pustymi pułkami. Nie było tam absolutnie niczego. Wyszedłem na ulicę, a ludzie zaczęli oglądać i dotykać mojego futrzanego płaszcza. Przyjechała milicja w wojskowym jeepie. Trzech facetów uzbrojonych w AK-47, w zimowych mundurach. Jeden z nich, wielki, wysoki facet, chyba Rosjanin, zapytał mnie czego tu szukam? Odpowiedziałem, że chciałbym mieć czapkę, taką jak on ma. Dał znak żebym wskakiwał do jeepa i wybierzemy się na zakupy. Dojechaliśmy do sklepu, gdzie pracowały trzy starsze kobiety. Mój nowy znajomy powiedział, żeby przyniosły czapkę zimową. Musiały po nią wchodzić po drabinie, aby sięgnąć na wyższą półkę. Założyły mi ją na głowę i wtedy poczułem, jakby ktoś mnie koronował. Milicjant zapytał mnie wtedy, czy jeszcze czegoś potzrebuję. Powiedziałem, że chciałbym dostać jego odznakę. Stwierdził, że chyba go za to zabiją, ale dał mi ją. Zatrzegł, przy tym, abym schował ją do kieszeni i nie wyciągał, dopóki nie wrócę do Londynu.
2. Jak to się stało, że chciałeś zostać artystą, wokalistą?
Nie lubiłem chodzić do pracy - to nie była czymś dla mnie. Byłem marzycielem. Próbowałem grać na instrumentach, jednak byłem w tym beznadziejny. Gdy miałem dwa przyciski- czerwony i zielony - i mówiono mi: ''Nie naciskaj tego czerownego!'' to ja zawsze naciskałem właśnie ten:-) Dlateog też zawsze było dla mnie trudne grać na jakimkolwiek instrumencie. W szkole, w kościele śpiewałem głośniej od innych, dlatego mnie stamtąd wyrzucili. Gdy poszedłem do szkoły artystycznej zdałem egzaminy, ale też kazali mi spadać. Odkryłem wtedy , że jest coś naprawdę fajnego w tym, że wyróżniam się spośród innych. Dlatego siedzę teraz po tej stronie stołu, a wy zadajecie mi pytania (śmiech). Dlaczego tak jest, nie wiem. Jednak gdy jestem na scenie, z mikrofonem w ręku, słysząc jak mój głos wraca do mnie pod odbiciu się od ściany, jestem tym poruszony. Tak samo jak moja publiczność. Dlatego chcę to robić. Zastanawiam się czasem dlaczego trwa to tak długo, ale po prostu tak właśnie jest.
3. Bardzo podobają mi się płyty The Animals z drugiej połowy lat 60-tych, np.: ''Winds of changes''.W tym okresie wystąpiłeś na słynnym już festiwalu Montrey Pop. Jak to wspominasz po latach?
To było pierwsze, wręcz religijne zgromadzenie w którym uczestniczyłem:-) To było coś więcej niż tylko muzyka pop. Było tam wiele osób, które czuły to samo co ja - było wielu marzycieli. Nigdy potem nie byłem już na żadnym, podobnym do tego, festiwalu. To był dla mnie koniec festiwali rockowych. Montrey Pop był bardzo dobrze zorganizowany, znajdujący się tam ludzie byli wspaniali. Gdy ktoś mi powiedział, że będzie duży festiwal w Nowym Jorku zwany Woodstock i potem zapytał mnie, czy się tam wybieram odpowiedziałem – nie! Z tego powstał wspaniały film, ale ja tam nie chciałem być. Z tego co wiem na Woodstocku było dużo magicznych rzeczy, ale większość z tej magii jest w filmie. Pamiętam jak powiedziano mi, że na głównej scenie czekali na pierwszy akt tego przedsięwzięcia, ale nikt nie wychodził. Richie Havens stał wtedy z boku i ktoś powiedział: ''Richie! Wychodż!'' I wtedy on zaczął:-) Wszyscy oszaleli. Więc było tam kilka magicznych momentów.
Niesowitą sprawą było być z tylu sceny z Jimim Hendrixem. Jednej nocy spaliśmy na poza sceną, pod gwiazdami, Jimi podłączył się do gniazdka i wszyscy pomyśleli, że niebawem wszystko wyleci w powietrze. Ludzie nie mogli uwierzyć, a Jimi zagrał tak delikatną i piękną muzykę. I wielu obecnych tego nie zrozumiało – piękna jego sztuki. Jego gra była znacznie bardziej lekka, co moim zdaniem dało mu nawet większej siły wyrazu niż przy mocnym uderzeniu. To pokazuje równocześnie jak jesteś delikatny i silny. Jimi dosłownie zdmuchnał tych nieprzekonanych. Pomyślałem – Wow! Stworzył elektryczną burzę! Coś niezwykłego.