CASTLE PARTY 2016 - RELACJA
Dodane przez muzol dnia 04.08.2016
Kto by pomyślał, że to już 23 edycja Castle Party – święta fanów szeroko pojętej, mrocznej muzyki niezależnej? Jak co roku tysiące ludzi zgromadziły się w małej miejscowości Bolków, by przez cztery dni oddać się gotyckiemu szaleństwu. Ja także postanowiłem wziąć udział w tym wyjątkowym wydarzeniu.

Treść rozszerzona
Kto by pomyślał, że to już 23 edycja Castle Party – święta fanów szeroko pojętej, mrocznej muzyki niezależnej? Jak co roku tysiące ludzi zgromadziły się w małej miejscowości Bolków, by przez cztery dni oddać się gotyckiemu szaleństwu. Ja także postanowiłem wziąć udział w tym wyjątkowym wydarzeniu.

PUBLICZNOŚĆ NA CASTLE PARTY

Fani gotyku i mrocznych brzmień to specyficzna subkultura. Poza życiową filozofią bardzo istotny jest image - wyszukane, starannie przygotowanych stroje zwykle w czarnym kolorze. Malowniczy fani przemierzali Bolków budząc spore zainteresowanie i podziw wśród mieszkańców. O wizualnym aspekcie Castle Party można by napisać osobny artykuł. Najważniejsze było to, aby zadziwić, zaskoczyć, czasem może nawet wywołać małe kontrowersje. Krótko mówiąc - podkreślić swą osobowość. Castle Party od dawna ma już renomę jednego z największych festiwali europejskich - do Bolkowa zjeżdżają fani także spoza Polski – Rosjanie, Niemcy, Czesi, Francuzi, Hiszpanie. Rozpiętość wiekowa ogromna – od małych, kilkuletnich dzieci z rodzicami, przez nastolatków i ludzi w podeszłym wieku.
KONCERTY

Koncerty odbywały się w zamku, kościele oraz w klubie Sorento.
I DZIEŃ - CZWARTEK 28 LIPCA

Nonamen

Pierwszy dzień festiwalu rozpoczął się od koncertów w byłym kościele ewangelickim. Zaczęło się od godzinnego opóźnienia – na scenę wkroczyli Nonamen. Ich muzyka jest niezwykle intensywna i ma w sobie gotycki niepokój. Słychać to było w mocnym i emocjonalnym śpiewie wokalistki. Dodatkowym atutem była liryczna i śpiewna gra skrzypiec – na przykład w ‘’Shall I go?’’ Mimo napiętego harmonogramu występów zespół wykorzystał swój czas bardzo dobrze.

Nie ukrywam, że najbardziej czekałem na koncert jednego z pionierów rodzimego doom metalu – Cemetary Of Scream. Największe wrażenie zrobiły na mnie: kapitalne ‘’Episode man’’ (to niesamowite organowe intro) oraz zagrane na bis ‘’Melancholy.’’
Cemetary Of Scream

Wokalista bez problemu płynnie przechodził od soczystego growlu do ‘’czystego’’ śpiewu. Szczególnie podobał mi się moment, gdy brawurowo wykonał finalną wokalizę w ‘’Breeze’’ (na płycie śpiewaną przez Łucję Czarnecką). Świetnie słuchało się też dynamicznego ‘’Prince of the city’s lights.’’Po występie Cemetary Of Scream miałem pozytywne wrażenie muzycznego niedosytu.

Monolight zaproponowali ciekawą mieszankę gotyckiego metalu z domieszką elektroniki. Grupa miała dobry kontakt z coraz licznej gromadzącą się w kościele publicznością. Nota bene w 2011 roku zespół został zaproszony przez Anję Orthodox do wzięcia udziału w Abracadabra Gothic Tour. Niestety dała znać o sobie coraz gorsza akustyka, co miało niekorzystny wpływ na odbiór samej muzyki.
Two Witches

Najbardziej dynamiczny i teatralny show wieczoru dała formacja Two Witches. Energia rozpierała zwłaszcza charyzmatycznego wokalistę, który nie mógł ustać w miejscu. Biegał po scenie i często schodził wprost do fanów. Szczególnie dobrze wypadły ‘’Outside’’ i rytmiczny ‘’Dance with the devil.’’

Show The Devil & The Universe mógł się podobać, choć osobiście drażniła mnie okultystyczna i sataniczna otoczka widoczna w wyświetlanych z tyłu sceny filmach. Koncert miał charakter czegoś na kształt rytuału – zakapturzone postacie, mroczny klimat i sama muzyka pełna mroku i niepokoju. Hipnotyczne, dark ambientowe dźwięki jeszcze bardziej potęgowały demoniczny nastrój.

Duże wrażenie zrobił na mnie występ enigmatycznego Near Earth Orbit. Grupa zabrała wszystkich w kosmiczną podróż. Grupa także wykorzystała filmowe projekcje, co jeszcze bardziej pozwoliło odlecieć publiczności gdzieś w nieznane. Momentami czułem się jak na koncercie Killing Joke– podobna apokaliptyczna atmosfera i pełna wewnętrznego napięcia muzyka.

Niestety w budynku w miarę upływu czasu zaczęło być coraz bardziej duszno. Nawet nie pomogły otwarte boczne drzwi, które zresztą niedługo potem zostały zamknięte. Dlatego też nie dotrwałem do występu Czechów z XIII Stoleti.

II DZIEŃ – 29 LIPCA (ZAMEK)

W tym dniu na ulicach Bolkowa widać zdecydowanie więcej fanów gotyku. Niejeden z nich miał trudno wybór – czy wybrać się na występ ulubionego zespołu do kościoła czy też na zamek? Ja jednak kolejne trzy dni festiwalu postanowiłem spędzić w murach malowniczego i naprawdę niesamowitego zamku. Na pochwałę zasługiwała profesjonalna ochrona dbająca o bezpieczeństwo na terenie imprezy. W przeciwieństwie do sceny w kościele wszystkie występy na zamku odbyły się zgodnie z harmonogramem. Wszystkie zespoły miały też znacznie lepsze nagłośnienie.
Dogs in Trees

Punktualnie o 16.00 swój koncert rozpoczęła formacja Dogs in Trees. W ich twórczości klasyczny rock gotycki miesza się z elektroniką. Dużym autem były polskie teksty, co w dzisiejszych czasach nie jest już tak oczywiste. Mimo małych problemów technicznych ich występ można było zaliczyć do udanych. Przyznam się, że trochę dziwnie się słucha takiej muzyki w dziennym świetle – brakuje tej tajemniczej, nocnej aury.


Zupełnie odmienną stylistykę zaproponowali folk metalowcy z polskiego Radogost. Twórczość zespołu dobrze się sprawdza na żywo, choć moim zdaniem muzyka grupy jest nieco chaotyczna. Niemniej jednak Radogost zrobili dobry show i porwali do radosnych pląsów coraz licznej gromadzącą się pod sceną publiczność (zwłaszcza podczas pieśni ‘’Dar leśnego licha’’).
Das Moon

Występ Das Moon udany, choć do mrocznych dźwięków dark electro jakoś nie pasował mi nowy wizerunek wokalistki – zmiana koloru włosów na blond i niebieska kreacja z cekinami. Ale może o to chodziło? Jakby nie patrzeć twórczość Das Moon zawsze była mocno związana z popową estetyką.
Deathcamp Project

Koncert Deathcamp Project był jednym z mocniejszych punktów piątkowego wieczoru. Co ciekawe, pierwszy występ formacji na Castle Party odbył się dokładnie 10 lat temu. Grupa została przyjęta niezwykle ciepło, a nawet entuzjastycznie. Myślę, że sami artyści byli mile zaskoczeni tak dobrym przyjęciem. Sporo było utworów z mającej się niebawem ukazać nowej płyty.
Moonlight

Z Moonlight wiązałem duże nadzieje. Tym bardziej, że zespół wrócił do tworzenia i koncertowania po bardzo długiej przerwie. Maja cały czas w dobrej formie wokalnej, choć na początku jej głos z trudem przebijał się przez potężną ścianę dźwięku. Zdecydowanie za głośno były klawisze i elektroniczna perkusja). Mimo mojego poztywnego nastawienia show Moonlight jednak mnie rozczarował.

Stare nagrania zespołu zostały podane w mocno nowoczesnej szacie brzmieniowej. Moim zdaniem straciły przez to swój pierwotny, niepowtarzalny nastrój. Zupełnie nie przypadł mi do gustu nowy utwór ‘’2 faces’’, który Maja zaśpiewała w duecie z nieznanym mi wokalistą, którego zresztą słabo było słychać. Z dawnego repertuary broniła się jedynie piękna ballada ‘’List do raju’’ – zresztą zagrana (i zaśpiewna z publicznością) na bis.
Xandria

Bardzo miło byłem zaskoczony występem Xandrii. Dawno już przestałem się ekscytować symfonicznym power metalem z elementami gotyku. Trzeba jednak przyznać, że grupa dała kapitalny koncert, Świetne brzmienie, urocza wokalista obdarzoną operowym głosem o pięknej barwie. Do tego kunsztowne gitarowe pojedynki i potężna gra sekcji rytmicznej. Co prawda muzycznie dokonania Xandrii mocno kojarzą się z Nightwish czy też Within Tmeptation, ale i tak zespół potrafi przykuć uwagę swoją muzyką. Bez wątpienia był to też najlepiej nagłośniony i oświetlony koncert na całym Castle Party.
Clan of Xymox

Na koniec główna gwiazda wieczoru i stali bywalcy Castle Party – Clan of Xymox. Pod osłona nocy twórczość Brytyjczyków zabrzmiała idealnie. Różnobarwne snopy świateł doskonale pasowały do klimatu muzyki. Clani zagrali wszystkie swoje najważniejsze kompozycje z ‘’Emily’’, ‘’Mosquito’’, ‘’Stranger’’ i ‘’Evelyn’’ na czele. Szczególnie ciepło były przejmowane nagrania z klasycznej już dziś ‘’Medusy.’’ Przez prawie półtorej godziny dominowały elektroniczno – gotyckie, pełne zadumy dźwięki. Momentami może słabo było słychać głos lidera, ale i tak akustycy stanęli na wysokości zadania.

III DZIEŃ - SOBOTA 30 LIPCA (ZAMEK)

Sobota także była dniem w którym na zamku zgromadziła się największa liczba publiczności. Główną gwiazdą był Fields of the Nephilim, który wystąpił w ramach Castle Party po raz pierwszy.
Tranquilizer

Na początku na scenie pojawiła się gdyńska formacja Tranquilizer. Formacja od samego początku zaczarowała mnie tajemniczym i niepokojącym klimatem swej muzyki. Twórczość Tranquilizer nie jest łatwo sklasyfikować – dark electro miesza się z tradycyjnym rockiem gotyckim, a nawet psychodelą. Uwagę przykuwała wokalistka Luna śpiewająca w poruszający i pełen emocji sposób. Szczególnie podobało mi się piękne wykonanie ‘’Sugar tale part I i II’’. Druga część kompozycji ma taki niesamowity, transowy charakter kojarzący mi się z rytualnym tańcem.
This Cold

Niecodziennym i ciekawym wydarzeniem trzeciego dnia Castle Party był akustyczny występ This Cold na zewnątrz pubu Rekin. Wzbudził on duże zainteresowanie nie tylko fanów, ale też mieszkańców Bolkowa. Trzeba przyznać, że tradycyjnie rockowe utwory w nowej, akustycznej odsłonie nic nie straciły ze swojej siły wyrazu. This Cold brawurowo wykonali ‘’She sells sanctuary’’ The Cult.

O 18.00 na zamkowej scenie pojawił się Spiritual Bat. W swej twórczości formacja hołduje tradycyjnym, gotyckim dźwiękom z lat 80-tych. Grupa potrafi budować nastrój grozy – słychać to było w utworach ‘’Hypnotic’’, ‘’Cruel machine’’ i ‘’Mosaic.’’ Wokalistka śpiewała w bardzo teatralny sposób, z charakterystycznym drżeniem głosu.

Nie ukrywam, że czekałem z niecierpliwością na występ Blindead. Głęboko utkwił w mojej pamięci ich niesamowity, wrocławski koncert w klubie Firlej. Byłem ciekaw jak wypadnie nowy wokalista. Niestety trochę się zawiodłem. Muzycznie Blindead był bez zarzutu, ale nowy frontman zachowywał się tak, jakby nie mógł się odnaleźć na scenie – przez połowę występu stał z rękami w kieszeni. Może to wynik stresu? Ponadto jego barwa głosu (podobna trochę do Eddie Veddera z Peral Jam) moim zdaniem nie bardzo pasowała do stylistyki Blindead.

Na szczęście druga połowa koncertu była już znacznie bardziej przekonująca. Byłem pod wrażeniem ciężaru oraz intensywności muzyki. Szkoda, że zabrakło filmowych projekcji – one jeszcze bardziej wymownie podkreślały muzykę i teksty. Grupa zagrała kilka nowych kompozycji, które niebawem trafią na płytę.
Leather Strip

Koncert Leather Strip mógł się podobać. Ich industrialne, mocno taneczne dźwięki od razu poderwały publiczność do skakania, klaskania i tańczenia. Niskie tony syntezatorów i niemal deathowy wrzask wokalisty miały niewątpliwie siłę wyrazu. Ja jednak po pewnym czasie czułem się nieco zmęczony tym zmasowanym atakiem beatów i komputerowych brzmień. Moim zdaniem to dobra muzyka do zabawy, ale raczej nie do słuchania w domowym zaciszu.
Garden of Delight

Znacznie bardziej przypadł mi do gustu show Garden of Delight. Zespół przedstawił muzykę z pogranicza elektro i gotyku. Głównymi elementami stylu był mocny rytm, masywne gitarowe riffy i pełen patosu śpiew wokalisty. Show był bardzo dobrze przygotowany pod każdym względem i miał swój dramatyzm. Ponad to co jakiś czas dumnie podnosił i machał wielką, czarną flagą. Frontman przemierzał scenę wzdłuż i wszerz mobilizując fanów do żywej reakcji. Na koniec show Gardeni zagrali zaraźliwie przebojowy ‘’Play dead.’’ Był to niestety jeden z ostatnich występów grupy po szyldem Garden of Delight….
Fields Of The Nephilim

Napięcie sięgnęło zenitu, gdy licznie zgromadzenie fani czekali na występ gwiazdy wieczoru – Fields of The Nephilim. Po mrocznym intro wybrzmiały pierwsze dźwięki ‘’Dawnrazor.’’ Cóż mogę powiedzieć – to był bez wątpienia jeden z najlepszych (jeśli nie najlepszy) koncertów całego Castle Party. Piękne, wielobarwne snopy świateł sprawiły, że cały występ miał naprawdę mistyczną aurę. W demonicznym głosie McCoy’a zawarta była cała gama emocji kapitalnie podkreślana przez muzykę. Przez prawie półtorej godziny uczestniczyłem w czymś na kształt gotyckiego teatru.

Najlepsze momenty? Tajemniczy ‘’Love under will’’, niesamowity ‘’Moonchild’’, zagrany z metalową furią ‘’Prophecy’’i zbudowany na masywnych dźwiękach kościelnych organów ‘’Psychonaut’’. Publiczności tak się podobało, że zespół musiał zagrać aż dwa bisy – między innymi piękny ‘’Morning sun.’’ Koncert na pewno jeszcze na długo zostanie w mojej pamięci.

IV DZIEŃ - NIEDZIELA 31 LIPCA

This Cold

Ostatni dzień festiwalu rozpoczął This Cold. Tym razem grupa zagrała typowo rockowy koncert. Repertuar podobny do tego, który zaprezentowali w akustycznym, sobotnim secie. Mi jednak bardziej podobała się ta bardziej rockowa odsłona grupy. Nowością była świetna interpretacja ‘’More’’ Sisters of Mercy oraz hipnotyczny ‘’Oxygene.’’ Agata ma szeroką skalę głosu – od wysokich, sopranowych nut aż po niskie, grobowe tony Szkoda tylko, że muzycy nie zagrali mojego ulubionego ‘’Do you know?’’

Występ Larvy był dość specyficzny. Hiszpański (!) duet zaprezentował coś, co bym określił mianem ‘’horror industrial.’’ Świadczyło o tym nie tylko pokręcona nawiedzona muzyka, ale też sam makabryczny wygląd artystów. Wokalista wyglądał jak skrzyżowanie Roba Zombie z Marlyn Mansonem. Hiszpańskie teksty i sample w połączeniu z industrialnym rytmem zabrzmiały dość osobliwie. Fani przyjęli propozycję Larvy z dużym entuzjazmem.

Skeletal Family zagrali dobry, energetyczny koncert. Zespół, podobnie jak Spiritual Bat, łączą w swej twórczości old schoolowego rocka gotyckiego z lekką domieszką elektroniki. Charyzmatyczna wokalistka szybko nawiązała dobry kontakt z fanami. Najbardziej podobały mi się dynamiczne wersje ‘’Promise Land’’ czy też hipnotyczne ‘’She cries alone.’’ Byłem mile zaskoczony, gdy grupa zagrała ‘’Heart full of soul’’ z repertuaru…. The Yardbirds. Przebój z lat 60-tych w wersji gotyckiej zabrzmiał bardzo przekonująco

Absolute Body Control to kolejny duet, który odwołał się do klasycznych, elektronicznych brzmień rodem z lat 80-tych. Wokalista ma barwę głosu przypominającą mi Dave’a Gahana. Nie mogło zabraknąć starych hitów zespołu takich jak np.: ‘’Figures’’, ‘’Sorrow.’’ Na tle tych tanecznych utworów wyróżniały się mroczne i hipnotyczne ‘’Invisible touch’’ i ‘’Never seen.’’ Z muzyką dobrze komponowały się migające, wielobarwne światła.

Z tego, co zauważyłem, sporo osób czekało na występ niemieckiego De/Vision. Mistrzowie delikatnych synth popowych brzmień zostali przyjęcie niezwykle entuzjastycznie. Wokalista często zachęcał publiczność do rytmicznego klaskania i żywej reakcji. Nic dziwnego – proste i zarazem atrakcyjnie melodycznie piosenki mają dużą silę wyrazu. Czasami nawet odnosiłem wrażenie, że jestem na koncercie Depeche Mode Oczywiście De/Vision nie można zarzucić biernego naśladownictwa.

Gwiazdą wieczoru i ostatnim zespołem na Castle Party był rodzimy Closterkeller. I tym razem grupa mnie nie zawiodła i pozytywnie zaskoczyła – Anja wykonała ‘’De Profundis’’ z repertuaru mistrzów z Dead Can Dance. To bardzo trudna i wymagająca od wokalisty dużych umiejętności. Anja wyszła z tej próby obronną ręką. Ale to nie koniec niespodzianek! Zaraz po niesamowitej wersji ‘’Jak łzy w deszczu’’ grupa wyciągnęła kolejnego asa – ‘’One hundred years’’ The Cure! Zawsze jak słucham tej kompozycji to czuję ciarki na plecach. Tak było i tym razem. Z coverów usłyszeliśmy jeszcze ‘’Israel’’ Siouxsie and the Banshes.

Nowy gitarzysta nie grał może z taką finezją jak Mariusz Kumala czy też Paweł Pieczyński, ale myślę, że jeszcze pokaże, na co go stać. Closterkeller często sięgało po utwory z ‘’Nero.’’ ‘’Miraż’’ czy też złowieszcza ‘’Królowa’’ zostały przyjęte z dużym aplauzem. Mogliśmy też posłuchać nowej, naprawdę interesującej kompozycji ‘’Pokój tylko mój.’’ Szczególnym momentem było jak zawsze poruszające i głębokie emocjonalnie wykonanie ‘’Matki.’’ Na bis wybrzmiały klasyki w postaci ‘’Violette’’ i ‘’Agnieszka’’. Closterkeller po raz kolejny pokazał klasę i potwierdził swą mocną pozycję na rodzimej scenie gotyckiej.

Podsumowując – to były długie i pełne wrażeń cztery dni! Castle Party był dobrze zorganizowany pod kątem gastronomii – wszędzie na terenie imprezy można było kupić coś do jedzenia lub picia i to w przystępnych cenach. Poza tym każdy mógł zaopatrzyć się w płyty, plakaty i inne gadżety związane z występującymi zespołami (i nie tylko). Dopisała także pogoda choć w niedzielę pod wieczór trochę popadało. Nie zniechęciło to jednak publiczności do oglądania i słuchania swoich ulubionych artystów.

Bardzo dobrze, że organizatorzy Castle Party zaprosili zespoły, które różnorodną stylistycznie muzykę – post punk, industrial, dark electro, ambient, klasyczny rock gotycki, a nawet metal. Dzięki temu publiczność mogła poznać wiele ciekawych nie znanych szerzej artystów. Dodatkową atrakcją dla uczestników imprezy były spotkania w klubie Hermes. Można tam było spotkać się oko w oko z wieloma artystami, wziąć udział w kolejnych koncertach, a także setach djskich.

Moim zdaniem na terenie festiwalu było za mało toalet – o ich jakości nie będę się wypowiadał. Duży problem mieli mieszkający pod namiotami, którzy do WC musieli nieraz przechodzić przez całe pole. Tak jak wspomniałem wcześniej należałoby też popracować nad punktualnością koncertów w kościele ewangelickim i nad zapewnieniem lepszej cyrkulacji powietrza w budynku.

Z rozmów z mieszkańcami i sprawnie działającą policją dowiedziałem się, że cała impreza jest bezpieczna i nie dochodzi na niej do poważniejszych incydentów. Mimo wielu różnic (językowych, kulturowych, społecznych) wszystkich uczestników festiwalu łączyła wspólna miłość do szeroko pojmowanej sztuki i chęć do ucieczki od szarej rzeczywistości w świat fantazji. Dzięki festiwalowi można było też nawiązać wiele nowych znajomości oraz poszerzyć swoje muzyczne horyzonty. Dlatego też jeśli ktoś jeszcze nie był, a ceni szeroko pojmowaną sztukę gotycką, to powinien nadrobić zaległości!

Specjalne podziękowania dla Musicar