IN THE NAME OF GOD - ''FACES'' (2025)
Dodane przez muzol dnia 13.10.2025
To już czwarty album w dorobku tej wałbrzyskiej formacji. Jeśli ktoś słyszał poprzednie wydawnictwa, to na pewno nie będzie rozczarowany – na krążku znajdziemy 8 rasowych trash – death metalowych kompozycji. Dość przerażająca okładka dobrze obrazuje, czego możemy się spodziewać.

Treść rozszerzona
To już czwarty album w dorobku tej wałbrzyskiej formacji. Jeśli ktoś słyszał poprzednie wydawnictwa, to na pewno nie będzie rozczarowany – na krążku znajdziemy 8 rasowych trash – death metalowych kompozycji. Dość przerażająca okładka dobrze obrazuje, czego możemy się spodziewać.

Zaczyna się delikatnie, ale to jedynie cisza przed burzą – oto wchodzi gniewne i drapieżne ‘’Ellite murder socjety.’’ Głęboki growl (czasami przechodzący w grind core’we ‘’kwiczenie’’), stylowe riffy o solidna gra sekcji rytmicznej. Idealne otwarcie.

Potem jest jeszcze brutalniej, ale i zarazem melodyjnie – prawdziwa nawałnica gitar i szybkie, thrashowe tempo to istota ‘’Night of confession.’’ Podoba mi się niespodziewane wyciszenie dające chwilę oddechu. W ‘’Disintegrated’’ duże wrażenie zrobiły na mnie kapitalne, technicznie zagrane solówki. Są one prawdziwą ozdobą płyty.

Świetnie słucha się singlowego, rozpędzonego ‘’The last breath of humanity’’. Ciekawy jest tekst mówiący o odczuciach ludzkich w obliczu śmierci. Podoba mi się, zbudowany na ‘’rozkładanych’’ akordach gitary ‘’Throne of fire.’’

Stylowo mamy do czynienia nawet z black metalem. Natomiast w żywiołowym ‘’Killer instinct’’ słychać echa Morbid Angel. Płytę kończy utwór tytułowy, z dającymi do myślenia słowami:

‘’The faces that surround you
Are fucking thorns in your heart.’’


Reasumując – In The Name of God nagrali swoją najdojrzalszą i, chyba też, najlepszą płytę. Wszystko jest tutaj dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Dlatego też polecam ten krążek – zwłaszcza tym, którzy o tym zespole jeszcze nie słyszeli. Na koncertach grupa sprawdza się znakomicie.