HELLOWEEN Keeper of the seven keys (part 1)
Dodane przez pcmedio dnia 18.03.2009
To przełomowa pozycja w dorobku grupy. Za mikrofonem stanął młody Micheal Kiske, którego barwa głosu może przypominać nieco Geoffa Tate'a z Queensryche. Zmieniła się także sama muzyka, która zyskała na melodyjności i przebojowości. Album otwiera podniosła uwertura w postaci ,,Initation'' po której następuje niezwykle dynamiczny ,,I'm alive''.
Treść rozszerzona
To przełomowa pozycja w dorobku grupy. Za mikrofonem stanął młody Micheal Kiske, którego barwa głosu może przypominać nieco Geoffa Tate'a z Queensryche. Zmieniła się także sama muzyka, która zyskała na melodyjności i przebojowości. Album otwiera podniosła uwertura w postaci ,,Initation'' po której następuje niezwykle dynamiczny ,,I'm alive''.

Świetny początek tej wyjątkowej płyty.Perfekcyjnie zgrane solówki gitar i refren, który od razu zapada w pamięć.Dalej jest równie dobrze.
,,A little time'' to jakby zwiastun nowego, przebojowego oblicza grupy. Z kolei dynamiczny i szybki ,,Twilight of the gods'' przywołuje czasy ,,Walls of Jericho''.
Daniem głównym na płycie jest quasi progresywny ,,Helloween''. Ta rozbudowana i pełna zmian temp kompozycja to dobry przykład na to, jak powinna wyglądać wzorcowa ,metalowa suita. Zwraca uwagę niezwykle klimatyczna środkowa część utworu i efektowne gitarowe solówki w codzie.

Wysoki poziom trzyma niezwykle przebojowy ,,Future world''- stały punkt koncertowej set listy. Z kolei podniosły ,,A tale that wans't right'' pokazuje bardziej liryczne oblicze grupy.Podkreśla to ekspresyjny śpiew Kiskego i niemal operowy rozmach kompozycji.
Album zamyka efektowna miniatura na dwie gitary akustyczne w postaci ,,Follow the sign''.

,,Keeper of the seven keys'' odniósł duży sukces i był dla Helloween przepustką do międzynarodowej kariery.To pozycja obowiązkowa dla każdego fana ciężkiego rocka.