MARK KNOPFLER Koncert w Palau Sant Jordi - 7 kwietnia 2005, Barcelona.
Dodane przez pcmedio dnia 18.03.2009
Palau Sant Jordi to duża hala widowiskowo – sportowa przypominająca trochę katowicki Spodek. Koncert rozpoczął się z około 15 minutowym opóźnieniem. Ale warto było czekać!
Na początek Mark i towarzyszący mu muzycy zaprezentowali dynamiczny ,,Why' m man?'' co skutecznie rozgrzało licznie zgromadzoną publiczność. Troszkę przeszkadzało, że jego głos w tym utworze z trudem przebijał się przez ścianę dźwięku, ale potem już było znacznie lepiej. Brzmienie stało się bardziej selektywne, a proporcje pomiędzy poszczególnymi dźwiękami bardziej wyważone.
Treść rozszerzona
Palau Sant Jordi to duża hala widowiskowo – sportowa przypominająca trochę katowicki Spodek. Koncert rozpoczął się z około 15 minutowym opóźnieniem. Ale warto było czekać!
Na początek Mark i towarzyszący mu muzycy zaprezentowali dynamiczny ,,Why' m man?'' co skutecznie rozgrzało licznie zgromadzoną publiczność. Troszkę przeszkadzało, że jego głos w tym utworze z trudem przebijał się przez ścianę dźwięku, ale potem już było znacznie lepiej. Brzmienie stało się bardziej selektywne, a proporcje pomiędzy poszczególnymi dźwiękami bardziej wyważone.

To co mogło sie podobać już od samego początku to dobór repertuaru(sporo kompozycji Dire Straits). Już na samym początku wybrzmiał pogodny ,,Walk of life'' z niezapomnianego
,,Brothers in arms''. Odrobinę magii wprowadziły liryczny ,,Romeo and Juliet'' no i jak zawsze rozmarzone ,,Brothers in arms''.
Choćby dla tych utworów warto było znaleźć się na tym koncercie.

Inne mocne punkty to bez wątpienia wspaniałe i rozimprowizowane wersje dwóch klasycznych kompozycji: ,,Telegraph road'' i ,,Sultans of swing'' z niesamowitym solem Knopflera w finale.

Nie zabrakło też naturalnie utworów z solowych płyt artysty. Bardzo dobrze zabrzmiał folkowy ,,What is it?'' a także niezwylke nastrojowy ,,Sailing to Philadelphia''. Był także singlowy ,,5.15'' z ostatniej płyty ,,Shangri-la''. Troszke szkoda,że zabrakło mojego ulubionego ,,Don't crash the ambulance'' ale i tak dostaliśmy bardzo wiele.

Na słowa uznania bez wątpienia zasługuje także niezwykle żywiołowa reagująca publiczność, która bardzo ciepło przyjmowała występ artysty. Momentami atmosfera panująca w Palau Sant Jordi bardziej przypominała mecz piłkarski niż koncert.

Z nowych utworów wybrzmiał jeszcze hipnotyczny blues w postaci ,,Song for Sony Losten'' , który został wykonany na ,,małej scenie'' Nie mogło także zabraknąć niezwykle klimatycznego ,,Boom like that'' , który został równie dobrze przyjęty przez publiczność jak i klasyczne utwory Dire Straits.

Na bis Mark i jego ekipa zagrali ,,So far away'', a już na sam koniec zabrzmiał słynny temat przewodni z filmu ,,Local hero''.
To był niezapomniany wieczór.... Na takie koncert na pewno warto czekać i w nich uczestniczyć. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Mark niebawem zawita do naszego rodzimego kraju z nową porcją muzyki.

Przejdź do recenzji płyty!