CO.IN. ''HOMO OVIS'' (2014)
Dodane przez muzol dnia 01.07.2014
Pod tajemniczą nazwą CO.IN. kryje się siedmioro artystów, którzy nagrali niezwyle interesującą i ambitną płytę ''Homo Ovis''. Uwagę przyciąga już sama okładka, autorstwa Steve'a Shanksa, z tytułowymi ''ludzkimi owcami''. Niemniej intrygująca jest sama muzyka – nieszablonowa, pozornie chaotyczna, wymagająca od słuchacza wiele uwagi. Nu metal? Art rock? Industrial? Wszystko to, a nawet znacznie więcej, znajdziecie na tym albumie. Nota bene materiał na ten krążek powstawał na przestrzeni kilku lat.


Treść rozszerzona
Pod tajemniczą nazwą CO.IN. kryje się siedmioro artystów, którzy nagrali niezwyle interesującą i ambitną płytę ''Homo Ovis''. Uwagę przyciąga już sama okładka, autorstwa Steve'a Shanksa, z tytułowymi ''ludzkimi owcami''. Niemniej intrygująca jest sama muzyka – nieszablonowa, pozornie chaotyczna, wymagająca od słuchacza wiele uwagi. Nu metal? Art rock? Industrial? Wszystko to, a nawet znacznie więcej, znajdziecie na tym albumie. Nota bene materiał na ten krążek powstawał na przestrzeni kilku lat.



Wrażenie zrobiło na mnie już mocne otwarcie w postaci masywnego ''Quarterpounder with cheese''. A tak przy okazji – kto wie z jakiego filmu pochodzi cytowane w tytule nagrania powiedzonko? Sepulturowe riffy, wszechobecne elektroniczne beaty i ekspresywny śpiew tworzą razem piorunującą mieszankę. Ważną rolę spełniają też unikatowe i dość rzadko spotykane w tego typu muzyce instrumenty takie jak: saksofon, skrzypce, fortepian - słychać je, między innymi, w ''Two completely unrelated things.'' Mroczny jazz rock połączony z alternatywnym metalem? Dla CO.IN. nie ma żadnych stylistycznych barier.

Jednym z moich ulubionych utworów na płycie jest ''No one's shuffle'' – dość nerwowy, pełen wewnętrznego napięcia. Słychać to szczególnie w zróżnicowanych partiach woklanych i zwariowanej grze saksofonu(!). Z kolei ''Another hour spent with Lola'' to modelowy przykład muzycznego ADHD. Miłe dla ucha melodie sąsiadują z death core'wym czadem. Na koniec świetnie zaaranżowane chóralne partie wokalne. Czegoś takiego nie powstydziłby się pewnie sam Serj Tankian.

''Mangala sutta'' - dziwaczna i hipnotyczna kompozycja zaśpiewana w bliżej mi nie znanym języku (mikstura rosyjskiego i niemieckiego?). Utwór ma orientalny posmak także dzięki grze skrzypiec i fortepianu. ''Songs that make you happy'' wbrew tytułowi, nie nastraja zbyt optymistycznie. Spokojna, jak na CO.IN. , melancholijna ballada.

Dla kontrastu ''Kawałek o łamaniu rąk'' to bardzo rytmiczna kompozycja o dość przebojowym charakterze. Kontrolowany, dźwiękowy chaos powraca w ''Sheeple'', który jest zbudowany na spokojnym i melodyjnym motywie. Chcecie jazzowej awangardy rodem z Warszawskiej Jesieni? Dostaniecie ją w niespełna trzy minutowej miniaturze ''101120''. Mocnym muzycznym akcentem na zakończenie płyty jest utwór ''Lethe.'' Niepokojący nastrój, apokaliptyczne riffy gitar, nawiedzony śpiew i mroczne deklamacje...

Dla wielu słuchaczy ''Homo ovis'' może być trudną w odbiorze płytą. Zespół zawiesił ''muzyczną poprzeczkę'' bardzo wysoko. Niemniej jednak warto poświęcić temu albumowi więcej czasu, aby w pełni odkryć jego wartość artystyczną. Pozycja obowiązkowa dla tych, którzy szukają w muzyce czegoś zwariowanego, niebanalnego i niejednoznacznego.