PALM DESERT ''PEARLS FROM THE MUDDY HOLLOW'' (2014)
Dodane przez muzol dnia 07.11.2014
To już trzeci album w dyskografii tej zacnej wrocławskiej formacji (nie wliczając w to epki ''Adayoff''). Na płycie znajdziemy dziewięć kompozycji opartych na mocno przesterowanych, ''piaszczystych'' riffach gitar i ultra ciężkiej grze sekcji rytmicznej. Nie należy zapomnieć też o Wojtku, którego mocny i wysoki głos świetnie komponuje się z tymi brudnymi dźwiękami. Palm Desert nadal penetrują pustynne obszary stoner metalu, wzbogacając swą muzykę o nowe elementy.


Treść rozszerzona
To już trzeci album w dyskografii tej zacnej wrocławskiej formacji (nie wliczając w to epki ''Adayoff''). Na płycie znajdziemy dziewięć kompozycji opartych na mocno przesterowanych, ''piaszczystych'' riffach gitar i ultra ciężkiej grze sekcji rytmicznej. Nie należy zapomnieć też o Wojtku, którego mocny i wysoki głos świetnie komponuje się z tymi brudnymi dźwiękami. Palm Desert nadal penetrują pustynne obszary stoner metalu, wzbogacając swą muzykę o nowe elementy.



Na ''Pearls from the muddy hollow'' jest zaskakująco dużo metalicznego bluesa. Dobrym na to przykładem jest dynamiczny i całkiem przebojowy (w dobrym tego słowa znaczeniu) ''No way back.'' Szczególnie podoba mi się spokojny fragment z wielogłosowymi partiami gitar. W ''Lucky bone'' również słychać bluesowe wpływy, a sama kompozycja nawiązuje do stylistyki Queens Of The Stone Age. Prawie ośmiominutowy, wielowątkowy ''Favela'' zaskakuje licznymi zmianami dynamiki oraz samą formą. mającą chrakter muzycznego jammu.. Podobnie zresztą jest w nieco krótszym ''No pain, no sorrow'', z przetworzonymi za pomocą efektów partiami wokalnymi.

Tak jak na poprzednich płytach Palm Desert zamieścił na ''Pearls form the muddy hollow'' kompozycje instrumentalne. Pierwszą z nich to zbudowana na chwytliwym gitarowym riffie ''Tsunami'', z wyeksponowną linią basu. W utworze tytyłowym co prawda słychać głos wokalisty, ale jest on mocno rozmyty i dobiega nas jakby z oddali. Muzycznie jest to bardzo spokojna, pełna ciepłych dźwięków, miniatura. Dla kontrastu ''End of the road'' to czysta kwintesencja dzikości oraz metalowego czadu. Utwór na pewno świetnie sprawdzi się na koncertach. Moją uwagę zwrócił krótki, mocno psychodeliczny ''Rise above'' z leniwymi dźwiękami gitar i stonowanym śpiewem Wojtka. Zaskakuje sam finał płyty w postaci długiego i nieco tajemniczego ''Forward into the sun.'' Utwór zaczyna się niezwykle delikatnie, aby potem nabrać tempa i przerodzić się coś na kształ muzycznej erupcji.

''Pearls from the muddy hollow'' jest dowodem artystycznego rozwoju zespołu. Palm Desert co prawda nie zmienili drastycznie swej muzyki, ale wzbogacili ją o nowe pomysły. Płyta ma świetne, bardzo masywne brzmienie, w pełni oddające niesamowitą energię jaką emanuje zespół na koncertach.