Zapraszam do posłuchania naszego utworu "Oddmenout". Utwór zaczyna się od ciszy, zatem proszę o cierpliwość.
|
Gości online: 1
Użytkowników online: 0
Łącznie użytkowników: 20,154
Najnowszy użytkownik: pcptydit74
|
|
|
ASYMMETRY FESTIVAL 2016 - RELACJA |
Asymmetry Festival dawno wpisał się w kulturalny krajobraz Wrocławia. Tegoroczna edycja była szczególna z wielu powodów. Po pierwsze – było to, niestety, ostatnie spotkanie w ramach Asymmetry. Po drugie – obok głównej sceny została utworzona tak zwana Pallet Stage, na której występowali artyści z trzech niezależnych wytwórni: Borówka Music, Denovali Records i Subsound Records.
Dzień I (22 WRZEŚNIA)
MAIN STAGE
Joe Buck Yourself
Festiwal otworzył Joe Buck Yourself. To przedstawiciel ruchu muzycznego zwanego anty – Nashville. Punkowy image ciekawie komponował się z muzyką – co prawda akustyczną, ale mającą wielką siłę wyrazu. Osobliwe połącznie punka, country i folku wypadło bardzo przekonująco. Widać było, że Joe Buck śpiewa i gra całym sobą – wystukiwał rytm butami, uderzał w struny gitary niczym Pete Townshend. Byłem pod wrażeniem wokalnej ekspresji Joe’ego oraz znakomitego poczucia rytmu. Artystę wręcz rozpierała energia!
Darkher
Darkher (czyli śpiewająca i grająca na gitarze Jay H. Wissenberg) zaczarowała publiczność już od pierwszych dźwięków. Jej głos, oraz pełna mroku i niepokoju muzyka ma niemal mistyczny chrakter. Wokalistce towarzyszyło na scenie dwóch muzyków: wyglądający jak wiking gitarzysta i ucharakteryzowany na Indianina perkusista. Cały koncert miał w sobie coś z tajemnego obrzędu.
De Staat
De Staat wprowadzili wszystkich w zupełnie inny nastrój. Ich twórczość to coś na kształt rockowego kabaretu. Podskakujący wokalista cały czas zagrzewał publiczność do zabawy. Muzyka De Staat to dziwaczna mieszanka rocka, popu, a nawet disco. Szczególnie podobało mi się kapitalny ‘’Witch doctor’’, w którym wokalista wyszedł do fanów i poprosił ich, aby go otoczyli ze wszystkich stron. Na dany znak tłum biegał w kółko jak na dobrej, sylwestrowej zabawie. To był jeden z najlepszych występów pierwszego dnia.
Discharge
Na koncert Discharge czekałem z dużym zaciekawieniem. Nota bene, na przełomie lat 70-tych i 80-tych grupa tworzyła niezwykle agresywną i szybką muzykę, która miała duży wpływ nie tylko na punk ale i metal. Energię i dynamikę muzyki Discharge można porównać do wybuchu wulkanu! Krótkie, dynamiczne kompozycje zbudowane na zmasowanym ataku gitar i szybkiej grze perkusji. Do tego ekspresyjny wokalista, dla którego scena była ewidentnie za mała. Czad! Jedynym minusem tego wybuchowe show była głośność, która negatywnie wpłynęła na selektywność muzyki…
Yob
Kolejnym, mocnym punktem wieczoru był koncert Yob. Na żywo trio wypada naprawdę znakomicie. Kapitalny, mocny głos wokalisty, masywne gitarowe riffy, dudniąca gra sekcji rytmicznej. Często miałem wrażenie, jakby przyjechał po mnie czołg. Było głośno, ale nie wpływało to niekorzystnie na odbiór muzyki, tak jak w przypadku Discharge. Warto zobaczyć i posłuchać!
PALLET STAGE
Pallet Stage mieściła się tuż obok głównej sceny. Występy były świetnie zaplanowane, gdyś nie kolidowały z tym, co się działo na Main Stage. Podobała mi się różnorodność stylistyczna występujących w ramach Pallet artystów.
Lasse Mathiessen
Jako pierwszy zagrał gitarzysta i wokalista Lasse Mathiessen. Artysta, z powodzeniem, łączy tradycyjny folk z elementami country, bluesa a nawet muzyki ludowej. Koncert mógł się podobać, choć dla mnie twórczość Lassego jest zbyt senna. Zawsze wolałem bardziej dynamiczne odmiany folku.
Henry Davis's Gun
Henry David’s Gun miałem przyjemność już oglądać na żywo. Na Asymmetry muzycy pokazali wielką klasę. Grupa gra wysmakowany folk z rockową ekspresją. Kompozycje są zwarte i atrakcyjne melodycznie. Szkoda tylko, że głos lidera był za cicho i często nieco ginął w potoku dźwięków.
O występie Czechów z Please The Trees nie mogę napisać nic więcej ponad to, że było za głośno! Emitowany przez formację hałas niestety zniechęcił mnie do pozostania na całym koncercie. Szkoda, bo grupa na pewno zasługuje na uwagę o czym można się przekonać słuchając nagrań studyjnych.
Dzień II (23 WRZEŚNIA)
MAIN STAGE
Sinistro
II dzień Asymmetry Festival otworzył pochodzący z Lizbony Sinistro. Od razu ujął mnie niesamowity nastrój tego występu. Stylistycznie zespół porusza się w obszarach mrocznego doom metalu z elementami gotyku. Sinistro doskonale potrafią operować dynamiką i oddać na żywo dramatyzm obecny w muzyce. Mistrzynią ceremonii była wokalistka, często wykonująca teatralne gesty. Mimo drobnej postury (jak Edith Piaf) potrafiła zaprezentować całą gamę emocji.
Conan
Conan zagrał z ogromną mocą (brudne i ultra ciężkie riffy gitar). Z tego, co widziałem sporo osób przyszło właśnie specjalnie na ten zespół. Nie przekonał mnie wokalista – jego barwa głosu nie bardzo pasowała do tego typu muzyki. Mimo zróżnicowanych temp odczułem w połowie koncertu lekkie znużenie i zmęczenie. Może to wina zbyt dużego natężenie dźwięku?
Slim Cessna's Auto Club
Sporą niespodzianką była formacja Slim Cessna’s Auto Club. Ich kowbojsko – farmerski show można określić takimi słowami jak: dziwny i groteskowy. Grupa miesza folk, blues z typowym rockabilly (dobitnie świadczył o tym refren jednej z piosenek ‘’Wop-bop-a-loom-a-bam-boom’’). Skojarzenia z Little Richardem mile widziane. Sceną rządziło dwóch wokalistów, którzy potrafili nawiązać bliski kontakt z publicznością. Ba, nawet w pewnym momencie wmieszali się w tłum! Ja jednak miałem nieco mieszane uczucia. Ogólnie mi się podobało, choć dla mnie muzyka Slim Cessna’s Auto Club jest konstruowana z nie zawsze do siebie pasujących elementów. Może taki był zamysł?
Swallow The Sun
Nie ukrywam, że czekałem na występ mistrzów melancholijnego doom metalu – Swallow The Sun. Muzycy wkroczyli na scenę przy dźwiękach intro w postaci ‘’Push the sky away’’ Nicka Cave’a (!) Potęga ich muzyki oraz mnogość pięknych melodii pomieszanych z gitarowym czadem zrobiły na mnie (i nie tylko) ogromne wrażenie! Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że Swallow The Sun nie tworzą specjalnie oryginalnej muzyki (silne wpływy Paradise Lost oraz My Dying Bride). Brzmienie było dość selektywne, choć na początku wokal był słabo słyszalny. Szczególnie poruszyły mnie
: piękna, koncertowa wersja ‘’Cathedral walls’’ oraz mroczne ‘’Abandoned by the light.’’
Subrosa
Pozytywnie odebrałem też show Subrosy. Najważniejszymi postaciami tego zespołu były: wokalistka i gitarzystka oraz niezwykle ruchliwa skrzypaczka! Posępny sludge metal i folk z domieszką psychodelii? Subrosa pokazali, że jest to możliwe! Dziewczyny często śpiewały razem – ich pięknie zharmonizowane głosy to wielki atut formacji! Muzyka Subrosy hipnotyzuje i nieraz wywołuję gęsią skórkę (psychodeliczne momenty, z wyeksponowaną grą skrzypiec). Publiczność bardzo ciepło przyjęła grupę, a sami artyści nie kryli swego wzruszenia. Szkoda, że to był tak krótki koncert – pozostało wrażenie niedosytu…
PALLET STAGE
Orson Hentschel
Szczególnie spodobał mi się koncert Orsona Hentschela. Artysta (i zarazem producent muzyczny) tworzy przestrzenne brzmieniowo, new ambientowe pejzaże.
Moją uwagę zwrócił, towarzyszący Orsonowi perkusista. Jego gra była naprawdę zawodowa – genialna technika! To naprawdę warto było usłyszeć!
Z kolei John Lemke przedstawił bardziej mroczną i tajemniczą odmianę new ambient. Sporo było agresywnych i wyrazistych dźwięków oraz odważnych harmonii. Jednak cały klimat tej muzyki prysnął, gdy John zaczął się ‘’bawić’’ motywem reggae… To jednak był, moim zdaniem, muzyczny zgrzyt.
Na koniec Subheim, czyli połączenie tradycyjnej elektroniki z elementami akustycznymi. Pojawiały się nawet samplowane kobiece wokalizy. Artysta grał też okazjonalnie na gitarze elektrycznej. To był udany występ, pełen ciepłych dźwięków.
Dzień III (24 Września)
MAIN STAGE
Also With Razors
Sobotni koncert na Głównej Scenie otworzył Also With Razors – polski zespół, który wygrał eliminacje Neuro Music. Szkoda, że muzycy zagrali dla garstki fanów… Mimo tego dali z siebie wszystko. Wokalistę wręcz rozsadzała energia, a jego przenikliwy krzyk niósł się po całym klubie. Also With Razors hołdują tradycyjnemu sludge metalowi, z dodatkami post rocka, a nawet psychodelii (atonalne partie gitary). Ja jednak odniosłem wrażenie, że muzyka grupy jest zbyt chaotyczna (spokojne momenty przeplatane nagłymi, niemal black metalowymi blastami).
Znacznie bardziej mnie przekonał występ holenderskiego Izah. Fuzja mrocznego post/ death metalu w wydaniu zespołu ma dużą siłę wyrazu. Niestety niekorzystnie na odbiór ich muzyki wpłynął nadmierny poziom decybeli. Gitarowe riffy zlewały się ze sobą. Jedyne, co było słychać to dudniącą perkusję i wokal.
Dbuk
Gdy na scenę wkroczyli Dbuk, to miałem wrażenie deja vu. To przecież ci sami muzycy , którzy wczoraj grali pod szyldem Slim Cessina’s Auto Club! Tym razem grupa zabrała wszystkich w folkową podróż. Co ciekawe, w pierwszej połowie koncertu z tyłu sceny stało dwóch poważnych panów trzymających biała flagę z czerwonym krzyżem.
Muzyka Dbuk jest, moim zdaniem, bardziej spójna i przekonująca. Artyści grali na takich instrumentach jak: akordeon, gitary akustyczne, banjo. Bardzo mi się podobały pięknie zharmonizowane partie wokalne. Jedna z kompozycji miała taki hipnotyczny nastrój niczym z indiańskich obrzędów. Publiczność od razu włączyła się ze wspólną zabawę przy skocznych, nieraz też zadumanych, folkowych dźwiękach.
Koncert Nothing wzbudził we mnie mieszane uczucia. Owszem, melodyjny grunge, z gęstą fakturą gitar może się podobać. Mi jednak zabrakło zaangażowania samego zespołu w ten występ. Gitarzysta i wokalista często fałszował, a jego zapowiedzi kolejnych utworów były mało przekonujące (tak jakby od niechcenia). Może następnym razem będzie lepiej?
Jesu/Sun Kill Moon
Występ Jesu/Sun Kill Moon cieszył się dużym zainteresowaniem. Mark Kozelek bardziej rapował niż śpiewał i dużo mówił między utworami. Czuć było jednak pewien dysonans między takim ‘’wokalnym nawijaniem’’, a nastrojową muzyką w tle. Nie do końca mi odpowiadała wokalna maniera Kozelaka i jego ‘’kwiecisty’’ język, w którym kluczową funkcję pełniło słowo ‘’fuck’’. Na początku dostało się samym fotografom, którzy w mniemaniu Mark zbyt blisko podchodzili…
Koncert miał kilka magicznych momentów – między innymi emocjonalna ballada o zmarłym basiście Yes – Chrisie Swuaierze. Zabawny był finał występu, kiedy Mark próbował nauczyć się poprawnie wymawiać słowo: Wrocław. ‘’Do końca życia nie zapomnę tej nazwy. To będą moje ostatnie słowa na grobie’’ – żartował. Show Jesu/ Sun Kill Moon mocno się przedłużył, więc nie dotrwałem do koncertu Dirge…
PALLET STAGE
Lili Refrain
Lili Refrain zaczarowała wszystkich swym mocnym, dźwięcznym głosem (podobnym do Lisy Gerrard) oraz wirtuozowską grą na gitarze. W swej twórczości artystka miesza rock, heavy metal, blues i psychodelię. Pierwsze, zagrane przez nią utwory miały w sobie ten niesamowity patos znany z Dead Can Dance.
Za pomocą prostych struktur melodycznych, które utrwalała na specjalnym panelu, Refrain tworzyła bogate brzmieniowo i harmonicznie kompozycje. Lili kapitalnie dawkowała muzyczne napięcie i grała na gitarze z wielką pasją. Ujęła mnie jej skromność i bezpośredniość – widać, że była poruszona entuzjastycznym przyjęciem przez słuchaczy. Niesamowity koncert – jeden z najlepszych całej edycji!
Rozczarował mnie występ duetu Surgical Beat Bros. Oczekiwałem czegoś melodyjnego i atmosferycznego. Dostałem monotonną mieszankę zgrzytów i hałasów niczym z fabryki. Lubię industrial, ale twórczość duetu odebrałem jako mocno pretensjonalną i przekombinowaną. Nawet gdy na chwilę pojawiały się nastrojowe melodie, to od razu były one niszczone przez nieznośny hałas.
Kącik The Ramones
George DuBose
W pomieszczeniu, w którym była scena Pallet Stage, odbyły się spotkania z wybitnym fotografem – George’em DuBose’m (autorem albumu ze zdjęciami The Ramones). George opowiadał o kulisach współpracy z tą legendarną grupą. DuBose zorganizował nawet mały quiz, w którym zadawał pytania związane z historią grupy. Po spotkaniu każdy mógł zabrać ze sobą, rozwieszone na ścianach, fotografie The Ramones!
PODSUMOWANIE
Tegoroczna edycja Asymmetry Festival zapewniła wszystkim uczestnikom wiele muzycznych wrażeń. Po koncertach można było porozmawiać z artystami. Fani płyt analogowych, cd oraz wszelkiego rodzaju merchu mogli być usatysfakcjonowani – było w czym wybierać! Organizatorzy zadbali o to, aby zaproszone zespoły prezentowały różne style muzyczne.
Na pochwałę zasługiwała dobra organizacja – dbałość o przestrzeganie harmonogramu czasowego poszczególnych występów (nie udało się tylko w przypadku Black Cobra i wspomnianego wcześniej, wydłużonego występu Jesu/ Sun Kill Moon). Dobrze została rozwiązana kwestia cateringu – w Firleju i przed klubem można było coś wypić i zjeść. Jedyna rzeczą, nad którą można by popracować w przyszłości to lepsze nagłośnienie. Szkoda, że to była ostatnia edycja Asymmetry. Pozostaje mieć nadzieję, że może w niedalekiej przyszłości festiwal jeszcze powróci…
Zdjęcia: Marcin Mlek (Muzol) |
Brak dodanych komentarzy. Może czas dodać swój?
|
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
|
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?
|
|