Zapraszam do posłuchania naszego utworu "Oddmenout". Utwór zaczyna się od ciszy, zatem proszę o cierpliwość.
Naucz się:
Aktualnie online
Gości online: 9
Użytkowników online: 0
Łącznie użytkowników: 20,154
Najnowszy użytkownik: pcptydit74
Ankieta
''CHCEMY UTRZYMAĆ DUCHA LAT 80-TYCH'' - WYWIAD Z INTERNAL QUIET
Już na jesień bieżącego roku grupa Internal Quiet zapowiada trasę koncertową. Obejmie ona występy w 30(!) polskich miastach. To dobra okazja, aby porozmawiać z gitarzystą Internal Quiet - Sławkiem Papisem.
Na początek powiedz kilka zdań o Zespole dla tych wszystkich, którzy póki co nie mieli możliwości zapoznać się jeszcze z charakterem twórczości Internal Quiet...
Sławomir Papis: Nazwa ‘Internal Quiet.’ przyszła mi na myśl wiele lat temu, a zaczerpnąłem ją ze specyficznego stanu poczucia braku świadomości co do obrania właściwego kierunku działań w życiu codziennym i zawodowym, nadania ludzkim poczynaniom właściwego charakteru. To bardzo dziwny i częstokroć nie do końca pozytywny stan umysłu, z którego wyjście może być czasami bardzo trudne…. Aby odzyskać pełnię świadomości i pozytywny stosunek do rzeczywistości a w konsekwencji znaleźć się dalej w pożądanym punkcie konieczne jest często zresetowanie umysłu, pozostanie przez jakiś czas na uboczu, bycie jakby zawieszonym w próżni... Mocną stroną każdego człowieka (w tym również artysty) powinien być ten ‘wewnętrzny spokój’ niezbędny do w pełni świadomego tworzenia, rozumiany jako idealny stan ciszy umysłu, nie spowity troską, obawami, stresem czy też silnymi doznaniami emocjonalnymi.
Stosunkowo szybko udało się Wam przebić do ścisłej czołówki polskich zespołów heavy metalowych o młodym stażu, prezentujecie też nieco odmienną i stosunkowo oryginalną formułę tego nurtu...
SP: W 2013 roku zagraliśmy już kilkanaście koncertów, w tym większych imprez - zadebiutowaliśmy m.in. na festiwalu Summer Dying Loud, który to koncert scalił nas muzycznie i upewnił co do kierunku, w jakim chcemy podążać. Stylistycznie Internal Quiet. to jest wypadkowa całej muzyki, której każdy z nas słuchał. Z drugiej jednak strony pracowaliśmy też nad tym, aby ta stylistyka w naszym wydaniu stała się możliwie unikatowa. Owszem, oscylujemy w klimatach hard'n'heavy i nic szczególnego nie odkryliśmy, ale chcieliśmy połączyć warstwy typowe dla stylu ze szczyptą progresji oraz intrygującej melodyki, wyjątkowym nastrojem i warstwą liryczną w formie luźnego koncept albumu.
W kontekście realizacji studyjnej płyty unikaliśmy skompresowaniej muzyki i sztucznych bębnów, poprawiaczy wokali i solówek. Postanowiliśmy zrobić coś innego - nagrać wszystko bardzo organicznie, łącznie z klawiszami, które również były nagrywane przez mikrofony. Wierzę, że udało się osiągnąć intrygujący efekt, będący dziś wyznacznikiem brzmienia Internal Quiet.
W swoim dorobku macie póki co tylko jeden, za to bardzo intrygujący tekstowo-muzycznie album ‘When The Rain Comes Down’. Co dziś z perspektywy czasu możesz powiedzieć o tej płycie?
SP: Tekstowo album opisuje bardzo szczery i szczególnie emocjonalny okres tak dla samego Zespołu, jak i przeżyć każdego człowieka. Przekaz i muzyka Internal Quiet. mają w tym ujęciu charakter wielowymiarowy. Tekstowo jest w tym sporo z refleksji na temat przemijania. W życiu często jest tak, że wszystko co robimy, choć-by miało dalekosiężny i istotny dla nas cel gdzieś tam ostatecznie przemija. Realizujemy marzenia, które później mijają po to, aby realizować kolejne... To samo jest z życiem i uczuciami.
W tym miejscu zawsze miałem skojarzenia z deszczem, którego krople obficie spadają a kiedy wstajemy na drugi dzień rano tego deszczu już nie ma. Brzmi to może melancholijnie, ale włożone w hard rockowo-metalowy uniform nabiera intrygującego kolorytu… I ten rodzaj refleksji chciałem przekazać na ‘When The Rain Comes Down’, nawet jeśli ciężko jest mi określić do kogo jednoznacznie adresujemy naszą muzykę. Myślę, że wszyscy rocka i fani metalu, którzy nie chcą słuchać tylko i wyłącznie mocno brzmiących gitar i sekcji rytmicznej a mają potrzebę wsłuchać się w tekst oraz interpretować go po swojemu, znajdą na naszej płycie cząstkę samego siebie.
Nadchodzące tournee Internal Quiet. obejmuje swym zasięgiem aż 30 lokalizacji na terenie kraju. Mocne i zarazem nieco ryzykowne uderzenie, zważywszy na fakt popularności tego rodzaju muzyki. Jak udało się Wam ogarnąć tak imponującą trasę?
SP: Rzeczywiście, ta trasa wygląda imponująco – aż trzydzieści dat, po części są to dla nas nowe miejsca, jednak znalazły się na naszej mapie koncertowej również sale w których już graliśmy wspólnie z zespołem Turbo na trasie ‘Back To The Past’ w 2016 i 2017 roku. Spotkaliśmy się tam wówczas z bardzo dobrym przyjęciem ze strony publiczności i klubów. Wiem, że podczas bookingu tegorocznych koncertów ci promotorzy cieszą się, że zagramy ponownie właśnie u nich.
Ogólnie rzecz biorąc nadchodzące tournee to przedsięwzięcie, co do którego początkowo mieliśmy obawy, że nas nieco przerośnie logistyczno-finansowo. Nikt z rodzimych młodych zespołów w stylistyce hard’n’ heavy nie gra tras koncertowych, kapele nie idą tak daleko wprzód w planowaniu koncertów, wszyscy starają się grać sporadycznie i tylko w weekendy. Osobiście nie raz spotkałem się z szumnym określeniem ‘trasa koncertowa’ na plakacie której było zaledwie dziesięć dat rozbitych na przestrzeni kilku miesięcy. My poszliśmy dalej, można powiedzieć że za ciosem, bowiem zagramy drugie z rzędu duże tournee, na które zabierzemy ze sobą winylową wersję naszej płyty.
Wasz album otrzymał zewsząd doskonałe recenzje i spotkał się z entuzjastycznym odzewem ze strony publiczności podczas wspólnej trasy z zespołem Turbo. Podejrzewam, że wszystko to pchnęło was do dalszej aktywności, stało się bodźcem w kierunku organizacji własnej trasy koncertowej?
SP: Oczywiście, wspólna trasa z Turbomiała wpływ na wiele rzeczy które się po drodze wydarzyły. Pamiętam, że bardzo baliśmy się tamtego tournée, nie wiedzieliśmy jak przyjmą nas fani Turbo, a tymczasem okazało się że było naprawdę dobrze. Po zakończeniu tamtego maratonu mieliśmy do wyboru cztery opcje, a jedna z nich dotyczyła obszernej trasy europejskiej z popularną na świecie legendą nurtu heavy-speed metal. Po przeanalizowaniu tych ofert wespół z managementem podjęliśmy decyzję o zagraniu własnych sztuk w roli headlinera. Bodźcem były znakomite recenzje płyty i koncertów oraz bardzo pozytywne opinie o zespole. To wszystko pchnęło Internal Quiet w kierunku organizacji ‘When The Rain Comes Down Tour 2018’.
Po raz pierwszy wystąpicie w roli gwiazdy wieczoru w ramach tak szerokiego pakietu eventów. Jakie to uczucie?
SP: Już nie możemy się doczekać :) Poza tym to takie trochę górnolotne, bo na pewno nie myślimy o sobie w kontekście „gwiazdy wieczoru”. Fakt, to jest pierwsza trasa Internal Quiet w roli headlinera ale my o tym nie myślimy, raczej skupiając się na tym by nasze granie, w sensie wykonawczo-wizualnym i sile przekazu stało na bardzo wysokim poziomie. Z drugiej strony to jednak miłe uczucie wiedzieć, że to twoja własne tournee... Ale też i obawa, czy ludzie dopiszą, czy będą nas chcieli zobaczyć, niektórzy po raz drugi, może trzeci. Jak na razie odzew jest całkiem pozytywny, pozwala zachować optymizm.
Jak dalece istotne jest granie koncertów i tras na obecnym etapie kariery Internal Quiet?
SP: Hmm, myślę że każdy zespół powinien zdobywać fanów i słuchaczy właśnie w ten sposób - grając koncerty, promując swoją płytę, grając w klubach, gdzie łatwiej o bezpośredni kontakt. Myślę że to jest dobra droga, aczkolwiek kosztowna i nie usłana jedwabiem. Sądzę jednak, że tak trzeba, ta szczerość i bezpośrednie relacje się ludziom należą... Bo gdzieś głęboko wierzę, że ludzie to istoty myślące, dlatego nie można ich po prostu kupić fundując sobie kilka tysięcy „lajków” na facebook'u, czy płacąc kolosalne kwoty za otwieranie koncertów wielkich gwiazd z Zachodu.. To nie ta droga, tak przynajmniej nam się wydaje. My chcemy dotrzeć do fanów oddolnie, poprzez koncerty, tak by mogli w sposób bezpośredni przekonać się na ile jesteśmy autentyczni czy skorelować sobie to później z płytą wysłuchaną w domu. Dlatego tak istotne jest dla nas granie koncertów.
Krótko po tournee ‘Back To The Past’ w Internal Quiet nastąpiły zmiany personalne. Jakie były tego przyczyny i jak przedstawia się obecny skład zespołu?
SP: To prawda, niedługo po ostatnim koncercie trasy ‘Back To The Past Tour’ nasz perkusista Radek Jarzyna zakomunikował, że chciałby odejść z zespołu. Trochę nas to zmieszało, nie wiedzieliśmy o co chodzi... Jednak Radek nas uspokoił, że pozostanie w naszej dyspozycji dopóki nie znajdziemy wartościowego zastępcy. W duszy zawsze grał mu punk rock, gra zresztą w świetnej i kultowej kapeli Moskwa, spełnia się muzycznie, a co ważne, zawsze podkreślał że współpraca i koncerty z nami wiele go nauczyły. Cały czas jesteśmy w kontakcie, rozstaliśmy się w pełnej zgodzie i to jest najważniejsze. Kilka miesięcy później Dawid, nasz klawiszowiec również podjął decyzję o odejściu i z nim również pożegnaliśmy się w przyjaźni. Tak to niestety bywa, z czasem każdy ma trochę inne priorytety muzyczne i ja to w pełni rozumiem.
Obecnie gramy w składzie pięcioosobowym i jest to na teraz optymalne rozwiązanie dla Internal Quiet. Zdecydowaliśmy, że nie zatrudnimy nikogo grającego na instrumentach klawiszowych, chcemy ze sceny brzmieć mocniej, bardziej gitarowo i bardziej metalowo. Brzmienie jest mocniejsze, podoba nam się, dużo w tym dynamiki. Biorąc pod uwagę nowe „kawałki”, idziemy chyba w dobrym kierunku. Swoje do zespołu wniósł Paweł Lachowicz - bębniarz z nurtu muzyki bardziej ekstremalnej - grający na zestawie perkusyjnym z dwiema centralami.
Jakie nastroje panują obecnie w Internal Quiet? Czy wszyscy są pełni pasji i energii w związku z jesienno-zimowym tournee?
SP: Nastroje są bardzo pozytywne, nie możemy się doczekać trasy, mocno nas to nakręca. Energię zbieramy na próbach. Robimy też nowy materiał, gdzie komponujemy wszyscy, z pasją, energią i emocjami typowymi dla Internal Quiet. Jesteśmy bardzo zadowoleni z nowych numerów.
Czego szczególnego mogą oczekiwać wasi fani i osoby planujące wybrać się na koncerty w ramach nadchodzącej trasy?
SP: Przede wszystkim atmosfery. Zawsze gramy na 100%, poza tym być może zdążymy wprowadzić pewne elementy scenografii, które pozwolą pogłębić atmosferę koncertu. Podczas tournée będziemy grać w całości materiał z płyty oraz nowe kompozycje, w tym kilka dodatkowych atrakcji które pozwolą poczuć, że cała nasza muzyka ma gdzieś ważny, wspólny mianownik.
W jaki sposób podchodzicie do grania koncertów w kwestii samych przygotowań i planistyki? Ciężko jest stworzyć właściwą dynamikę, dramaturgię, napięcie podczas koncertu?
SP: Długo pracowaliśmy nad stworzeniem właściwej, tzw. „playlisty”, z jednej strony starając się zachować kolejność nagrań z płyty, która jednak w połączeniu z nowymi utworami ulegnie pewnemu zachwianiu z uwagi na konieczność utrzymania dynamiki koncertu na właściwym poziomie. Myślę że ilość energii zgromadzonej w nas samych w sposób naturalny przekłada się na jakość i dramaturgię koncertów Internal Quiet.
Ci co już widzieli Internal Quiet na żywo wielokrotnie podkreślają waszą jakość, profesjonalizm jak również magię i chemię między muzykami podczas koncertu. Jak udaje się Wam osiągnąć tak imponujący rezultat?
SP: Może dzięki temu że nic nie udajemy? Nie lansujemy się na siłę i za wszelką cenę. Nie gramy coverów, nie naśladujemy nikogo, jesteśmy szczerzy muzycznie i personalnie i być może to ludzie sobie w Internal Quiet upodobali. Poza tym wszyscy w zespole bardzo się szanujemy, chętnie spotykamy na próbach, gdzie często panuje wyjątkowa atmosfera.
W ramach ‘When The Rain Comes Down Tour 2018’ zagracie w niemal wszystkich województwach i kilkudziesięciu miejscowościach na terenie kraju, gdzie obok dużych miast dotrzecie także do lokalizacji dużo mniejszych nigdy dotychczas nie odwiedzanych przez Zespół. Trasa obejmuje również festiwale i prestiżowe koncerty radiowe. To duży rozstrzał, taka była strategia?
SP: Tak, z założenia chcemy dotrzeć do jak największej liczby osób mieszkających w różnych rejonach, by zapoznali się z naszą twórczością, bo taki jest nasz cel. W jaki inny sposób zorientujesz się, czy granie muzyki ma sens? To jest możliwe tylko przez kontakt bezpośredni na koncercie, nierzadko połączony z właściwą promocją. To zresztą jedna z przyczyn, dla których na jesiennej odsłonie trasy są dwa koncerty radiowe - 16 listopada w Radio Opole oraz wieńczący tournee koncert w Radio Łódź 9 grudnia 2018 na które serdecznie zapraszamy.
Co będzie największym wyzwaniem dla Zespołu w związku z tak obszernym tournee?
SP: Największym wyzwaniem są zawsze pieniądze. Sami wszystko finansujemy i siłą rzeczy ten budżet jest ogranicznony. Kolejne wyzwanie to sprostać oczekiwaniom fanów, gramy przecież dla nich więc bardzo zależy nam, aby byli usatysfakcjonowani. Poza tym wszystkim jest wreszcie kwestia rodzinna, bo przecież przynajmniej jeden cały miesiąc z tych trzech spędzimy poza domami. Ważne że nasze rodziny wspierają nas w tych działaniach i trzymają za nas kciuki.
Czy podczas trasy będą przewidziane są jakieś zespoły supportujące?
SP: To bardziej pytanie do naszego agenta, ale z tego co wiem zagra z nami kilka zespołów i gości podzielonych na wybrane odcinki trasy. Na teraz wiem już o udziale formacji Drakon, Dormant Dissident, The Mind Parasites i Molczenie Owiec na wybranych odcinkach trasy, ale na tym na pewno nie koniec. Będą to supporty ciekawe muzycznie i zarazem zróżnicowane stylistycznie w kręgach stylistyki rock/metal, z opcją po 1-2 a nawet trzech zespołów na większości koncertów trasy.
Dokładamy starań aby były to grupy wartościowe, dopasowane do nas ale też nieco zróżnicowane stylistycznie, możliwie profesjonalne w działaniach i aby prezentowały intrygującą odmianę muzyki heavy metal. Zgłasza się do nas sporo formacji, ostateczna decyzja zapadnie jednak w swoim czasie. Pełną listę zespołów ogłosimy prawdopodobnie na jeden miesiąc przed rozpoczęciem tournee.
Wygląda na to, że jesienno - zimowe tournee Internal Quiet będzie swoistą kulminacją poczynań artystycznych i działań promocyjnych zespołu...
SP: Jak najbardziej. Po części przekonamy się, czy promocja zespołu i wszystkie nasze działania mają już jakiś sens. To bardzo ryzykowne jechać w trasę tak obszerną, zdajemy sobie z tego sprawę, jednak musimy i bardzo chcemy przekonać się czy ludzie, fani, dostrzegli choć trochę takie zjawisko jak Internal Quiet.
Jaka filozofia działania przyświeca Internal Quiet w chwili obecnej? Czy macie jakąś szczególną wizję pod tym kątem?
SP: Przede wszystkim chcemy grać i tworzyć muzykę. Mamy sporo pomysłów, które chcemy realizować, to chyba najważniejsze. Udało się nam pozyskać zawodowego agenta i nadać profesjonalny charakter naszym poczynaniom. Nie spinamy się jednak, każdy ma swoje zajęcia, a sprawy zespołu realizujemy krok po kroku w odpowiedniej kolejności.
Biznes plan który nakreśliliśmy sobie w 2014 roku po dziś dzień skrzętnie realizujemy. Myślę, że zespół idzie do przodu pomimo wielu przeciwieństw i ograniczonego czasu wolnego przeznaczonego na działania. Do końca 2019 roku mamy wszystko zaplanowane. Osobiście sam jestem ciekaw dokąd nas to zaprowadzi.
„When The Rain Comes Down Tour 2018’ zbiegnie się w czasie z premierą wersji winylowej waszego debiutanckiego krążka. Kilka słów o tym nadchodzącym wydawnictwie?
SP: Dla nas osobiście to bardzo ważne wydarzenie. Sposób w jaki podchodzimy do nagrywania, uzyskiwania konkretnego brzmienia i samej finalizacji nagrań jest dość szczególny. W przypadku edycji winylowej dokonaliśmy ponownego masteringu albumy stricte pod tym kątem tylko po to, aby efekt finalny brzmiał jak najbardziej źródłowo w kontekście pierwotnej rejestracji. Po raz kolejny zatrudniliśmy Grzegorza Piwkowskiego aby profesjonalnie i dogłębnie prześledzić temat.
To zresztą bardzo ciekawe doświadczenie które pozwala uzmysłowić jak bardzo różni się zapis „master” na płytę CD i ile pracy trzeba wykonać aby wersja winylowa zabrzmiała równie dobrze, a może nawet i lepiej? Nie wystarczy bowiem wręczyć tłoczni płytę CD z prośbą, aby zrobili z tego winyla bo niestety, płyty wykonane w ten sposób nigdy nie zabrzmią tak jak powinny. Wy będziecie mogli ocenić naszą pracę już niebawem.
Muzyka Internal Quiet zdążyła zagościć już na dobre w kilkunastu czołowych rozgłośniach na terenie kraju (m.in. Radio Opole, Radio Sygnały, Radio Tczew FM, Radio Malbork, Radio Rzeszów, Radio PIK Bydgoszcz, Radio Olsztyn, Radio Białystok, Radio Łódź) z których to większość objęła swym patronatem pierwszy album Zespołu. Ciężko jest przebić się do tego typu instytucji?
SP: Ciężko, a nawet bardzo. Ale nam się udało! Trzeba wykonać masę pracy, pokonać tysiące kilometrów by ktoś gdzieś tam potraktował cię poważnie. Nam jako pierwsi zaufali wspaniali ludzie z Radia Rzeszów a Jerzy Szlachta zaprosił nas na pierwszy wywiad. Radio Opole to równie przemiła sytuacja, pierwszy telefon, wywiad, płyta w playliście. Tam poznałem Marka Sołtysiaka, obecnie mojego serdecznego kolegę, który niesamowicie nas potraktował. Pomagał ile mógł. Skończyliśmy prowadząc wspólnie audycję w Radio Opole – „Opolski Tygiel”, pięć godzin na żywo, świetna przygoda. Radio Opole to w ogóle niesamowita ilość przemiłych osób, które bardzo pomogły Internal Quiet. A to zaledwie dwa przykłady, dwie rozgłośnie, a jest ich już przynajmniej kilkanaście.
W tej branży trzeba być trochę szalonym i koniecznie mieć wyznaczony cel, bo tutaj nic nie dzieje się przypadkiem. Tak więc przejeżdżasz samochodem 400 km na godzinny wywiad i wracasz z powrotem, czasem kolejne 6 godzin, wariactwo... ale później czasem sprawy nabierają takiego tempa, że dostajesz telefon od redaktora naczelnego z informacją że twoja płyta otrzymuje status albumu tygodnia. Warto.
Jaki jest odzew na waszą muzykę na bazie dotychczasowych doświadczeń?
SP: W zdecydowanej większości bardzo pozytywny. Recenzje w branżowej prasie i odzew ze storny naszych fanów podnosi mocno na duchu, cieszy i mobilizuje do działania. Prasa zachodnia również doceniła Internal Quiet nawet jeszcze bez szerszych działań promocyjnych na tym polu. Sprzedaliśmy też po kilkadziesiąt kopii płyt do Japonii, Stanów Zjednoczonych, Holandii czy Niemiec, skąd dostajemy bardzo pochlebne recenzje. Przychylność słuchaczy to dla nas największa nagroda.
Jako lider i gitarzysta Internal Quiet przez zaledwie kilka lat zdążyłeś dorobić się już pewnego prestiżu i marki w środowisku muzyczno-artystycznym - jesteś endorserem sprzętu słynnych marek, prowadzącym i uczestnikiem warsztatów i przeglądów gitarowych, członkiem jury ‘New York Festiwal 2017/2018’, wystąpiłeś na dużej scenie prestiżowego Thanks Jimi Festival we Wrocławiu z czołówką polskiej sceny gitarowej... Jakie to ma znaczenie dla rozwoju i popularności Internal Quiet?
SP: Hmm, nie wiem, ale myślę że dzięki takim działaniom jestem wciąż niejako skupiony na jednym zespole, nie gram żadnych tzw. chałtur, nie angażuje się w niepotrzebne i ryzykowne zajęcia i zawsze staram się pomagać początkującym muzykom, stąd też chociażby mój udział w New York Festiwal.
Zabawne jest to, że odkąd pamiętam to nigdy nie lubiłem jurorów, bo w większości przypadków wydawali mi się nadętymi bucami, ganiąc zespoły czy tez konkretnych muzyków za niedoskonałe zagrania, błędy, itp. Ja natomiast chciałem udowodnić że jednak można inaczej, podpowiadając pewne rozwiązania czy też zachęcając do doskonalenia swojej gry poprzez otwartość na szerokie inspiracje, niekoniecznie wyegzekwowane perfekcyjną grą na instrumencie.
Chyba nikt nie lubi usłyszeć, że jest słaby, ale inaczej to odbierze gdy w sposób ludzki podpowiesz mu co powinien zrobić. Mój udział w ‘Thanks Jimi Festival’ to było kolejne interesujące wydarzenie. Spotkałem tam znajomych i legendarnych muzyków z którymi dawno, lub bardzo dawno się nie widziałem. Zagrałem wspólnie po raz kolejny z moim serdecznym kolegą i zarazem ulubionym gitarzystą Wojtkiem Hoffmannem. Skorzystałem z zaproszenia Leszka Cichońskiego bo uważam że takie festiwale są na swój sposób potrzebne i wyjątkowe, co widać było po frekwencji jaka towarzyszyła temu wydarzeniu. Kolejny rekord Guinessa został pobity, tym razem i ja miałem w tym swój skromny udział.
Od premiery ‘When The Rain Comes Down’ minęły obecnie dwa lata. Jak gra się ten materiał na żywo po takim czasie? Czy coś byś zmienił w poszczególnych kompozycjach?
SP: Materiał z płyty ‘When The Rain Comes Down’ cały czas gramy na żywo z ogormną radością. W samych kompozycjach po dziś dzień nie zmieniłbym nic, natomiast w wersji live z uwagi na przetasowania w składzie odjęliśmy partie klawiszy i dołożyliśmy dwie stopy na bębnach, co dodało gęstości, dynamiki i ciężaru samym nagraniom. O ile mi wiadomo, jesteście już na etapie przygotowywania nowych kompozycji. Co możesz powiedzieć o obecnych inspiracjach przyświecających ci podczas tworzenia?
SP: Inspiracje muzyczne zmieniły się niewiele. Doszły dźwięki Pawła, który słucha często ekstremalnej wersji metalu, dlatego między innymi nowe nagrania brzmią mocniej, zdają się być nieco bardziej osadzone w tej stylistyce. My sami czujemy, że gra się to jakoś lepiej, pędzimy do przodu niczym huragan. Każda próba cieszy, przynosi coś nowego a całość już na obecnym etapie procesu brzmi wprost intrygująco.
Jakiś czas temu wspomniałeś, że drugi album Internal Quiet będzie miał muzycznie nieco odmienny charakter w porównaniu z waszym debiutem...
SP: Robiąc drugą bardzo podobną płytę stalibyśmy się wtórni. W moim odczuciu zespół musi się rozwijać i iść do przodu muzycznie, technicznie, aranżacyjnie, tak aby każdorazowo zaoferować słuchaczom coś intryguącego, ciekawego i mam nadzieję lepszego w warstwie muzyczno-tekstowej. Na pewno na drugim krążku wszystkie dźwięki które chcielibyśmy wyciągnąć z klawisza, zagramy na gitarach. Poza tym zespół obecnie brzmi mocniej, po części z uwagi sekcję rytmiczną i bardziej soczyste riffy. Dużo czasu poświęcamy na wypracowanie takich zagrywek idących w kierunku większej mocy, jednak cały czas powstają one niejako spontanicznie, nie siedzimy nad nimi na sali prób, każdy przynosi pomysły, które wpadają nam do głowy przeważnie w najmniej spodziewanych momentach.
Co uważasz dziś za największy sukces zespołu?
SP: Biorąc pod uwagę rynek i branżę muzyczną oraz stylistykę w jakiej się obracamy to chyba największym sukcesem jest to, że wciąż jeszcze gramy. Sporo zespołów które znaliśmy już nie ma, niestety. To bardzo trudne zajęcie.
Jakie to uczucie tworzyć dziś ścisłą czołówkę sceny hard rock i heavy metal w Polsce?
SP: To chyba dość górnolotne stwierdzenie, ale jeżeli ktoś tak sądzi to jest to dla nas bardzo miłe uczucie. Internal Quiet robi swoje nie bacząc na branżę, bo ciągle wierzymy, że szczerość w muzyce wygrywa z przeciwnościami. Dlatego wciąż gramy, tworzymy i mamy cel, którym na ten rok jest trasa koncertowa ‘When The Rain Comes Down Tour 2018’.
Jak oceniasz wasz wkład w rozwój klasycznej sceny heavy metalowej w Polsce?
SP: Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób i że w ogóle ktoś mi kiedykolwiek zada takie pytanie. Muzycznie aż tak bym tego nie traktował. Nawet jeśli w sposób naturalny staramy się być oryginalni, prezentując konceptualną muzykę będącą wypadkową hard’n’heavy, progressive i power to cudów zapewne nie odkrywamy. Napewno w jakiś sposób wyróżna nas za topodejście do tworzenia, grania koncertów, logistyki, promocji jak i samych fanów. Chcemy poniekąd utrzymać ducha lat osiemdziesiątych aby było tak jak kiedyś, kiedy to zespoły grały konkretne trasy koncertowe a większość z ich działań od samego początku była naznaczona elementami profesjonalizmu. Ale czy to można nazwać wkładem, że chcemy zaszczepić, zarazić inne zespoły takim podejściem do działania? Dziś scena heavy jest w pewnym odwrocie stąd ważne, aby muzycy traktowali się po przyjacielsku, wspierali i pomagali sobie nawzajem.
Jak wygląda najbliższa przyszłość dla Internal Quiet?
SP: Najbliższa przyszłość to duża trasa koncertowa po Polsce, winylowe podsumowanie naszego debiutu i śmiałe spojrzenie w przyszłość. Druga studyjna płyta być może jeszcze w 2019 roku. Potem kolejna trasa koncertowa, ale czy w kraju? Zobaczymy.